Sen ognia, świat podzielony na popiół i
wiatr. Most nigdy nie odbija się w
wodzie. Człowiek w drugim dostrzeże
tyle, ile zdoła ukryć przed sobą.
Pierwszy raz od gówniarza, znowu
odczuwam ten smak najpierw w ustach,
dopiero potem z siebie. Martwa sarna z
woreczkiem żółciowym rozwleczonym
po jezdni jak nić żółtka w postnej zupie.
Jej żebra są na zewnątrz, uszy sterczą
niczym radar w poszukiwaniu fali, którą
dryfuje jej wzrok. Są
Scyllami bez Charybd. A ja znowu mam
16 lat, nigdy czegoś takiego nie
widziałem i nie czułem; że nie pada i nie
jest zimno, a jednak wiatr mierzi po
krew, i wydaje mi się, że gdybym mógł
spojrzeć w wodę, to nie
odbijałbym się w niej. Bo jestem z
drugiego brzegu, obcy, żywy,
niedostrzeżony. Te strony,
pomijając ciało, są identyczne i nigdy nie mogłem
zapamiętać, uciekam, czy wracam, widząc się z tamtego
końca.
5 maja 2007, między Pietrzykowicami a Śliwicami.