Manon
albo
kobieto, gdybym cię kochał
Połysk srebrzystej sukni,
talię pęta jaskrawy ornament,
w miriadach maleńkich lśnień
iskrzą kolczyki, migocze bransoleta,
misterny splot broszy trzyma w ryzach dekolt,
niżej zduszone westchnienie piersi.
Kobieto, gdybym cię kochał,
wyzwoliłbym cię z sukni, rozpiął broszę,
rękawy spłynęłyby z ramion,
dramatyczny uskok między piersiami
rozwinąłby się w spokojny horyzont,
cofnął z wdziękiem jak ustępujące morze.
Kobieto, gdybym cię kochał,
zburzyłbym celę gorsetu,
plisy opadłyby łagodnym stokiem,
odsłoniłyby pragnienie i niepokój,
nad ich srebrnymi wydmami
piersi wzeszłyby białe i nagie,
a źródło życia między nimi byłoby moje.
Kobieto, gdybym cię kochał,
rozedrgany puls na twojej szyi,
wargi jak szkarłat kalin,
koniuszek języka, cienie rzęs,
to wszystko, co otwiera drogę,
znałoby mój namiętny i czuły dotyk.
Kobieto skryta
pod błyszczącą łuską,
syrenko o miękkim głosie,
gdybym kochał,
zdjąłbym cię ze sceny,
zzułbym ci srebrne pantofelki,
scałowałbym zmęczenie z twoich stóp.
Śpij, srebrnogłosa,
tak bym mówił,
nic ci nie grozi,
pluskaj sobie w morzu,
ja tu czuwam, czekam na brzegu.
Gdybym cię kochał…
Jestem tylko jednym z wielu,
biję brawo gromko i z pasją,
a jest tak, jakbym cię głaskał
po głowie
ostrzyżonej
na jeża,
pochylonej
pokornie.
Oglądam wnętrze dłoni –
maleńkie krople krwi.