Zawodne były sposoby
Trzask, brzdęk,
trzask.
Jaki klekot!
Jaki wiatr!
Było już o ocaleniu, o klątwie, teraz będzie o depresji.
O depresji, w której Zośka była pogrążona.
I o tym, jak szukała sposobu, żeby się wydobyć,
jak jej się pogorszyło i jak zawodne były sposoby.
Będzie o tym, jak płynęła woda, rozpadał się świat,
w życiu Zośki pojawiały się kolejne dziury,
a jej depresja rozwijała się równolegle do zdarzeń.
Omamy i wizje końca
Mało kto wie, że w depresji mogą też wystąpić omamy
i wizje końca.
Ale to już jest samo dno depresji, dno den.
Jak się coś takiego u siebie zauważy,
trzeba się natychmiast udać
do najbliższej placówki ochrony zdrowia psychicznego.
W przeciwnym wypadku
może dojść do groźnych uszkodzeń
oraz trwałych okaleczeń.
A nawet do samobójstwa.
Z depresją można jednak walczyć.
Na początek warto sobie kupić lampę doświetlającą.
W Szwecji taka lampa jest bardzo popularna.
Należy też sobie zapewnić wsparcie bliskich
i zadowolenie z życia zawodowego.
Bardzo ważne jest właściwe odżywianie,
ruch fizyczny na świeżym powietrzu
oraz zdrowy sen.
Można też zasięgnąć porad on lajn
u psychologa lub kołcza.
Tak Zośka wyczytała, tak było napisane w internecie.
No dobrze, ale co wtedy,
jak ktoś ma otchłań w ogródku naprawdę,
spytała Zośka innych depresantów, też w internecie.
Ale nie otrzymała odpowiedzi.
Została przez tych depresantów całkowicie zignorowana.
A potem usunięta za głupie żarty z poważnej choroby.
To ją tylko utwierdziło w przekonaniu,
że nie ma już dla niej nadziei,
a jej depresja jest poza skalą.
Kasza na koniec świata
Początkowo babka Szwajcerowa zalecała Zośce kaszę,
napary z imbiru i żeń-szenia oraz zioła.
A Zośka pytała, babko, co mi kasza pomoże,
co mi kasza pomoże na koniec świata?
A babka Szwajcerowa odpowiadała,
że na koniec świata nie pomoże, ale na trawienie już tak,
a trawienie się łączy ze spokojem duszy.
Mówiła, kup jaglaną kaszę, wsyp do wody, nastaw i patrz.
Patrz, jak kasza wchłania wodę i oddaje nadmiar.
Wciąż tak samo, od stuleci.
Kasza jest mądra, sama z siebie wie, jak się nie przypalić.
Ale Zośka nie gotowała kaszy,
nie piła naparów z imbiru i żeń-szenia
ani też nie podcinała końcówek.
Chociaż babka Szwajcerowa mówiła, że to ważne.
Nie smarowała się pod oczami
i w ogóle nie robiła dla siebie nic.
Tylko chodziła do pracy, opiekowała się babką,
a w czasie wolnym siedziała i płakała.
Płakała i wciąż mówiła o końcu.
Ta woda bierze się ze smutku
Płakała, mówiła o końcu i smarkała,
bo sobie przeziębiła zatoki.
W sprawie tych zatok byłam tu nawet z Lońką w sporze.
Ja mówiłam Zośce, żeby poszła do laryngologa,
Lońka uważała, że laryngolog nie ma sensu.
Bo co, mówiła, zrobi laryngolog?
Da antybiotyk, który pomoże na chwilę,
a ostatecznie tylko pogorszy sprawę.
Tłumaczyła, że to mechanizm kolisty, stan przewlekły,
że ta woda bierze się z zimna i ze smutku
i że trzeba leczyć przyczyny, a nie objawy.
I że Zośka jest melancholiczka.
I że Parcelsus zauważył już w średniowieczu,
że w melancholikach zbiera się woda i ciągle im zimno.
I że melancholicy powinni napijać ciepłe napary
i jeść zupy,
a nie żłopać energetyki i nocą na drabinie
we mgle się wichać,
bo ich ta melancholia w końcu zadusi.
Ona zazwyczaj słusznie mówi,
mądra jest kobieta, ta Szwajcerowa.
Tyle że jak się przy czymś uprze, to jak osioł.
Nie odwiedziesz, chociażby to, przy czym się uparła,
nie miało sensu.
Uparła się odwieść Zośkę od nocnej pracy.
Co raz zaczynała z tą nieuchronnością,
estrogenami i wysychaniem.
Tak jakby nie wiedziała, że Zośka jest w sytuacji,
w której nie ma dobrego wyboru.
O tych estrogenach to było wręcz całe proroctwo.
O estrogenach i przedwczesnej menopauzie.
[…]
Szkoda marnować masła
(Sposób na Kit Kata)
Jak on umarł, to się Zośce Nadziei pogorszyło
i to do tego stopnia, że przestały jej działać
dwa niezawodne sposoby,
na Kit Kata i na ptasie mleczko.
Jak Zośka szła z ptasim mleczkiem,
to od razu wiadomo było, że poważna sprawa.
Mówiła, pani Halino, na smutek najlepszy sposób.
Kupuję sobie pudełko ptasiego mleczka, kupuję i jem.
W dwóch trzecich pudełka robi mi się niedobrze
i nie ma już miejsca na inne uczucia.
Sposób na Kit Kata był z kolei po to,
żeby nie płakać zaraz po obudzeniu,
tylko od razu jak budzik zadzwoni, zdusić płacz czekoladą.
Był, jak wszystko, do czasu.
Któregoś dnia działać przestał.
Nadszedł dzień, w którym Zośka zaczęła płakać
jeszcze przed obudzeniem.
Słuszną rację ma babka Szwajcerowa.
Jedyną pewną rzeczą jest zmiana.
Z początku, jak Zośka dopiero zaczynała płakać,
próbowałam ją jakoś pocieszać.
Mówiłam, nie płacz, Zochna, zrobię ci waniliowego budyniu.
Jak wtedy, kiedy byłaś mała.
Ale Zośka, że nie.
To, mówię, kup sobie Zośka ptasie mleczko,
a ona, że na słodycze nie ma ochoty.
Mało, mówi, mało co jem, a jak już, to chleb z serem.
Nawet nie smaruję masłem.
Co mi za różnica, jak i tak mi nie smakuje.
Szkoda marnować masła.
Jak ona tak powiedziała, to aż mną wstrząsnęło.
Zrozumiałam, że ona jest w depresji naprawdę.