Wybierz wersję:

Африканская полька

– А Вы случайно не поляк? – спросила госпожа Коту. – Я узнаю акцент, с которым Вы говорите, а кроме того… Вы знаете, на кого вы похожи? На нашего Папу Римского!

Плечи госпожи Коту затряслись, она сняла очки, вытерла глаза тыльной частью ладони и зарыдала как ребенок.

– Да не плачьте Вы!

– Простите, но я полька.

– Вы полька?!

Лицо госпожи Коту было чернее черного. Она родилась в Камеруне – так по крайней мере следовало из документов.

Я подал ей платок.

– Благодарю. Мое сердце – польское. Оно уже затихло, но когда я Вас увидела, когда Вас услышала…

Госпожа Коту закрыла лицо руками.

– Все вернулось. Они ведь похоронены в двух шагах отсюда.

– Они?

– Мои родители. Точнее, родители мужа. Но для меня они были как отец и мать. Мой цвет кожи не имел для них никакого значения. Они считали меня дочерью. Он был из Вроцлава.

– Ваш муж?

–Какой муж? Отец. Мать была француженкой, но у нее тоже было польское сердце.

–А муж?

–Мы жили в гражданском браке. Четырнадцать лет. Его звали Петр. А потом все пошло наперекосяк.

Госпожа Коту вздохнула.

– Первой умерла Денис. Практически сразу после и отец. Их похоронили рядом. От них осталась хорошая квартира. И тогда появился брат Петра, старше его на десять лет. Никчемный человек. Никогда не навещал родителей. Выгнал Петра из квартиры… но мы тогда уже не были вместе. Ах, та Польша!

Госпожа Коту посмотрела куда-то вдаль.

– Петр пил страшно. Проходил реабилитацию, возвращался и начинал сначала. Я очень долго его не видела. Неделю назад  заметила его в сквере. Он сидел на лавочке, в каких-то лохмотьях, с бутылкой вина в руке. Лицо было опухшее. Но это был он. А Вы откуда?

– Из Варшавы.

– Из новой столицы?

– Из какой такой новой?

–По сути считается-то только Краков. Ах, бедная Польша! Она пережила нападение шведов, распады, в тридцать девятом ее растерзали немцы и Советы…. Дайте мне хорошую комнату.

– Тут только совместные спальни, на четыре или пять кроватей.

– Но я больна! У меня гипертония.

– Мне очень жаль.

Госпожа Коту посмотрела на меня с укором.

– Вы не поможете землячке? Да какой Вы поляк! Дайте мне тогда постель, я иду спать.

 

Перевод с польского Анна Селиванова / Tłumaczenie: Anna Seliwanowa

Редакция Яна Карпенко

Wybierz wersję:

Afrykańska Polka

– Czy nie jest pan czasem Polakiem? – spytała pani Kotou. – Mówi pan z akcentem, który znam, a poza tym… wie pan, do kogo jest pan podobny? Do naszego papieża!

Ramiona pani Kotou zadrgały, zdjęła okulary, przetarła oczy wierzchem dłoni i krótko, dziecięco zaszlochała.

– Niechże pani nie płacze!

– Proszę mi wybaczyć, ale ja jestem Polką.

– Jest pani Polką?!

Pani Kotou twarz miała najczarniejszą z czarnych. Urodziła się w Kamerunie – tak przynajmniej wynikało z dokumentów.

Podałem jej chusteczkę.

– Dziękuję. Moje serce jest polskie. Ucichło już, ale kiedy pana zobaczyłam, kiedy pana usłyszałam…

Pani Kotou zakryła twarz rękami.

– Wszystko wróciło. Oni przecież są pochowani o dwa kroki stąd.

– Oni?

– Moi rodzice. To znaczy: moi teściowie. Ale oni byli dla mnie jak ojciec i matka. Mój kolor skóry nie miał dla nich żadnego znaczenia. Byłam dla nich córką. On był z Wrocławia.

– Pani mąż?

– Jaki mąż? Ojciec. Matka była Francuzką, ale też miała polskie serce.

– A mąż?

– Żyliśmy w konkubinacie. Czternaście lat. Miał na imię Piotr. A potem wszystko się rozsypało.

Pani Kotou westchnęła.

– Pierwsza umarła Denise. Mój ojciec zaraz potem. Pochowali ich obok. Zostało po nich piękne mieszkanie. I wtedy pojawił się brat Piotra, starszy od niego o dziesięć lat. Nikczemny człowiek. Nigdy nie odwiedzał rodziców. Wyrzucił Piotra z mieszkania… ale wtedy nie byliśmy już razem. Ach, ta Polska!

Pani Kotou zapatrzyła się gdzieś w dal.

– Piotr strasznie pił. Szedł na odwyk, wracał i znowu zaczynał. Nie widziałam go bardzo długo. Tydzień temu zobaczyłam go na skwerku. Siedział na ławce, w jakichś łachmanach, z butelką wina w ręku. Twarz miał spuchniętą. Ale to był on. Skąd pan jest?

– Z Warszawy.

– Z nowej stolicy?

– Jakiej znów nowej?

– Przecież tak naprawdę liczy się tylko Kraków. Ach, biedna Polska! Przeżyła najazd szwedzki, rozbiory, w trzydziestym dziewiątym rozszarpali ją Niemcy i Sowieci… Niech mi pan da ładny pokój.

– Tu są tylko wspólne sypialnie, na cztery, pięć łóżek.

– Ale ja jestem chora! Mam nadciśnienie.

– Bardzo mi przykro.

Pani Kotou spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Nie pomoże pan rodaczce? Co z pana za Polak! Niech mi pan da prześcieradła, idę spać.

Zobacz inne utwory autora->
Zobacz inne utwory w tym języku->