Wybierz wersję:

Senność

1

1

Adam jest zmęczony, wciąż niewiele miejsc się zwalnia, ludzie cuchną słodko-kwaśnym potem, wchodzą i wychodzą, Adam usiadłby, ale wie, że wymiana staruszek na przystankach nie pozwoli mu przysiąść na dłuższą chwilę w spokoju, będzie musiał ustąpić miejsca albo udawać, że zasnął, wysłuchiwać pochrząkiwań, stękań, westchnień, litanii do Jezusa Marii Boga Święte- go, więc woli poczekać, aż autobus wyjedzie za miasto, może sobie jeszcze trochę postać, och, dzisiaj może się jeszcze pomęczyć, dziś wiele by zniósł w związku z tym, co wreszcie się udało definitywnie zakończyć, dopełnić, usankcjonować: Adam przed godziną przestał być studentem. Niby nic, formalność, a jednak wzruszył się wagą tak zwanej chwili historycznej; gdybyż życie składało się wyłącznie z takich formalności, gdybyż wzruszenie towarzyszące tak zwanym chwilom historycznym znane było wszystkim ludziom, myśli Adam, świat byłby przyjazny, być może nawet nieznośnie przyjazny, być może nawet tłumy rozanielonych permanentnym wzruszeniem ludzi zadusiłyby się w przyjaznym uścisku, tymczasem jednak Adam czuje się z siebie zadowolony, przestał być studentem, a razem z nim tego dnia zdało egzamin jeszcze kilkanaście osób z roku, Adam przyszedł dość późno, żeby nie czekać godzinami, nie denerwować się, poza tym wolał być sam, wszedł, zdał, i przyjął gratulacje. Jeden z profesorów, ten, który miał na niego oko przez całe studia (nie było to oko przyjazne), ścisnął mu dłoń nieco mocniej niż inni, ściskał ją też nieco dłużej, właściwie to wyraźnie dłużej, na tyle długo, by Adam poczuł się zmieszany, zawstydzony, profesor ściskał tak długo, aż Adam się spłonił, zarumienił, wtedy profesor, ten, co łypał na niego nieprzyjaznym okiem przez całe studia, zapytał (ale tak jakby na stronie, w kierunku profesorów): „A co pan taki nieśmiały?”, i wciąż nie przestając mu dłoni ściskać, niby gratulacyjnie (Adam czuł, że to uścisk wrogi, natrętny, zbyt silny), dodał: „Więcej śmiałości, drogi panie, będzie pan teraz leczył ludzi, nie może pan być taki płochliwy”, i zachichotał w stronę profesorów, wymuszając i na nich chichot, i wciąż jeszcze trzymając dłoń Adama, czując nad nim władzę, bo Adam nie bardzo miał pomysł, jak się wyswobodzić, profesor mrugnął tym swoim okiem od wielu lat mającym nieprzyjazne baczenie, mrugnął do Adama tak obleśnie, tak wulgarnie, tak antyporozumiewawczo, że Adam, mdłości powstrzymując, wyszarpnął dłoń niezgrabnie, aż komisji chichot zamarł na ustach. Adam, wyswobodziwszy się od dłoni, oka i chichotu, ukłonił się i wyszedł, i z każdym kolejnym krokiem czuł silniejsze zadowolenie, wszak wszystko dobiegło końca, po raz ostatni wróci z Akademii autobusem do domu, po raz pierwszy będzie nim jechał jako dyplomowany naprawiacz ciał, a ściślej mówiąc, kości, oto więc pozostając w cudownej aurze namaszczenia, uwiesił się na uchwycie i czeka cierpliwie, aż autobus wyjedzie za miasto. Adam śmiało spoziera na pasażerów, czując, że jego nastrój uwznioślony udzielić się może temu i owemu, czuje, że spoglądając na ludzi śmiało, pewnie i wzniośle (choć nie wyniośle), panuje nad ich spojrzeniami, postrzegając ich z perspektywy człowieka śmiałego, pewnego i uwznioślonego, włada ich postrzeganiem; Adam rozważa, na ile taka sugestia jest trwała, rozmyśla, o ileż łatwiej jest żyć ludziom, którzy zachowują pełnię kontroli nad tak zwanym pierwszym wrażeniem, o ile lżej jest żyć ludziom, którzy robią dobre wrażenie, odwzajemniają spojrzenia, uśmiechy, głowę trzymają lekko za- dartą do góry, podbródek wysoko, odważnie, wzniośle (choć nie wyniośle); lecz oto do autobusu wchodzi chłopiec, a nawet mężczyzna.

Ładny, a nawet przystojny chłopiec, a nawet mężczyzna siada pod oknem, ot tak sobie, bezrefleksyjnie, zdrowo, normalnie siada, chociaż wciąż jeszcze wymiana staruszek i niewiele miejsc wolnych, on w chłopięcym swym roztargnieniu, a nawet męskiej bezpardonowości klapie na siedzenie, jeszcze swoje klapnięcie wzmacniając westchnieniem, jak to mu dobrze się zasiadło, jaka to rozkosz dla jego chłopięco-męskich nóg, zdrowych i silnych, jednakowoż nielubiących stać po próżnicy; Adam zauważa w chłopcu pewien rodzaj, jak by to nazwać, myśli, pragmatyczności, o tak, Adam jest zauroczony pragmatyzmem chłopca, a nawet mężczyzny, który sprawia wrażenie, jakby obliczył sobie, że nie powinien marnotrawić energii na stanie w autobusie, jeśli choć jedno miejsce jest wolne, chłopiec, a nawet mężczyzna robi na Adamie dobre wrażenie, jest władcą pierwszego wrażenia, tym swoim pewnym i wzniosłym niemalże zajęciem wolnego miejsca dowodzi, że w jego zdrowym chłopięco-męskim umyśle nie ma miejsca na zbyteczne rozterki, przez jego chłopięcą, a nawet męską myśl nigdy nie przemknął dylemat, czy można usiąść, skoro staruszki, czy raczej możliwość staruszek, staruszki potencjalne, czają się i dybią na siedzenie. Adam nie może się oprzeć widokowi chłopca, a nawet mężczyzny, wpatruje się w niego ukradkiem, póki nie napotyka wzroku chłopca, a nawet mężczyzny odbitego w szybie, spotkanie tego spojrzenia Adam uznaje za antycypację spotkania bardziej bezpośredniego, Adam wiedziony jest przeczuciem, że chłopiec, a nawet mężczyzna zaprosił go swoim odbitym spojrzeniem na miejsce obok siebie, a może tylko dał przyzwo- lenie, Adamowi to wystarcza, za przyzwoleniem przysiada się więc obok, mimo staruszek, których akurat nie ma, ale w każdej chwili mogą etc. Przysiada się, ale nie wie, co dalej, chłopiec jest obok i mężczyzna jest obok, Adam nie wie, do kogo zwrócić się najpierw, na kogo spojrzeć w pierwszej kolejności, na chłopca w mężczyźnie czy też na mężczyznę w chłopcu, nie może się zdecydować i wcale na nich nie patrzy, rękę tylko kładzie na siedzeniu tuż obok męskiej ręki chłopca, kładzie i czeka, czy chłopiec w mężczyźnie drgnie, czy też mężczyzna w chłopcu się wzdrygnie. Adam łapie się na myśli, która go nieco peszy i przestrasza, oto bowiem zdrowym silnym buhajowatym samczym i bóg wie na jakie jeszcze sposoby męskim chłopcem zachwycony, chciałby móc go leczyć, chciałby, żeby ten mocny, rześki i krzepki byczek miał jakieś małe stłuczonko, drobne zwichniątko, ewentualnie nieskomplikowane złamanko, Adam mógłby wtedy dotykać go w sposób jawny i uprawniony, chłopiec, a nawet mężczyzna powierzyłby mu wtedy swoje kości, a nawet ciało, byłby mężczyzną obdarzającym Adama chłopięcym zaufaniem, Adam zaś namacywałby, opukiwałby, nastawiałby, naprawiałby chłopięcość w męskości, lecz mężczyzna o chłopięcej kondycji, młodzieńczym zdrowiem promienny, pozostaje dla Adama nietykalny, można tylko, siedząc u jego boku, napawać się skrycie, rezonować wewnętrznie, pomrukiwać ksobnie, gęsią skórkę chowając pod rękawem kurtki. Adam przymyka oczy i czuje męskość chłopca u swego boku, sam jest przybocznym, parobkiem chłopca, giermkiem mężczyzny, chciałby usłyszeć od niego jakiś rozkaz wypowiedziany głosem gromkim i nieznoszącym sprzeciwu, chciałby spełnić go nie dość szybko i zostać karnie uderzonym, albo wypełnić go sprawnie i otrzymać pochwałę; Adam roi sobie siebie u boku męskiego chłopca i nawet nie zauważa, kiedy porusza małym palcem, dotykając jego dłoni. Chłopiec, a nawet mężczyzna reaguje natychmiast, spogląda na Adama z dezaprobatą, wstaje i przechodzi na koniec autobusu, który już dojeżdża do przystanku, tam chłopiec wysiada i jako mężczyzna zza szyby pokazuje Adamowi wyprostowany środkowy palec. Wchodzą staruszki, chrząkają, stękają, wzdychają, sugerują litaniami, że słabe, zbolałe etc., Adam nie słyszy, rozsmakowuje się w bólu, bezwiednie nieustępliwy, nie dowie się, jaka jest dzisiejsza młodzież i czegóż to nie było za dawnych czasów.

(. . . )

Wybierz wersję:

Pospanost

1

1

Adam je umoran, uvek ima malo slobodnih mesta, ljudi vonjaju na slatkokiselkasti znoj, ulaze i izlaze. Adam bi seo, ali zna da mu bakice koje izlaze i ulaze na stanicama neće dozvoliti da dugo sedi mirno, moraće ili da ustupi mesto ili da se pravi da spava, moraće da sluša kašljucanje, stenjanje, uzdahe, žalopojke, molitve Isusu Mariji Gospodu Bogu, pa će radije sačekati dok autobus ne izađe iz grada, može još malo da stoji, oh, danas može još malo da se pomuči, danas bi svašta podneo zarad onog što je napokon uspeo da završi, kompletira, sankcioniše: pre sat vremena prestao je da bude student. Naizgled ništa, obična formalnost, a ipak je uzbuđen zbog težine takozvanog istorijskog trenutka; kad bi se život sastojao isključivo od takvih formalnosti i kad bi osećaj koji prati takozvane istorijske trenutke bio poznat svim ljudima, misli Adam, svet bi bio prijatan, možda i nepodnošljivo prijatan, možda bi se čak gomile ljudi, raznežene permanentnim uzbuđenjem, ugušile u prijatnom zagrljaju, u međuvremenu pak Adam je zadovoljan sobom, prestao je da bude student, tog dana je, pored njega, završni ispit položilo još njih petnaestak sa godine, Adam je došao prilično kasno, da ne bi satima čekao i nervirao se, uostalom više je voleo da bude sam, ušao je, položio i primio čestitke. Jedan od profesora iz komisije, onaj koji je na njega bacao oko tokom čitavih studija (to nije bilo prijatno oko), stisnuo mu je šaku malo jače nego ostali, stiskao ju je malo duže, zapravo evidentno duže, dovoljno dugo da se Adam zbuni i postidi, stiskao ju je veoma dugo, sve dok se Adam nije zarumeneo i zajapurio, onda je profesor, taj što je bacao oko na njega tokom celih studija, upitao (ali nekako više postrance, u pravcu komisije): „Zašto ste vi tako stidljivi?” i, ne ispuštajući njegovu šaku, praveći se da mu čestita (Adam je osećao da je taj stisak neprijateljski, navalentan, preterano čvrst), dodao: „Malo više smelosti, dragi kolega, odsad ćete lečiti ljude, ne smete da budete tako bojažljivi”, i zakikotao se prema profesorima, iznuđujući i od njih kikotanje, držeći i dalje Adamovu ruku, svestan da vlada njime, jer Adam nije baš imao ideju kako da se oslobodi, profesor mu je namignuo onim okom kojim ga već godinama neprijatno merka, namignuo mu je tako pohotno, tako vulgarno, tako nedvosmisleno da je Adam, koji se jedva uzdržao da ne povrati, nespretno istrgnuo šaku, od čega je komisiji kikot zamro u ustima. Oslobodivši se ruke, oka i kikota, Adam ih je pozdravio i izašao, i sa svakim narednim korakom osećao se sve zadovoljnije, ipak se sve završilo, poslednji put se s fakulteta autobusom vraća kući, prvi put se njime vozi kao diplomirani popravljač tela, tačnije kostiju, pa se, u toj čudesnoj auri miropomazanja, oklembesio o šipku i strpljivo čekao da autobus izađe iz grada. Adam hrabro posmatra putnike, svestan da njegovo uzvišeno raspoloženje može da pređe na druge, oseća da time što zuri u ljude hrabro, samouvereno i uzvišeno (ali ne nadmeno) – gospodari njihovim pogledima, dok ih posmatra iz perspektive hrabrog, samouverenog i uzvišenog čoveka, vlada njihovim opažanjem; Adam se pita koliko je takva teorija održiva, razmišlja o tome koliko je lakše ljudima koji imaju punu kontrolu nad takozvanim prvim utiskom i koliko je lakši život onim ljudima koji ostavljaju dobar utisak, razmenjuju poglede, osmehe, glavu drže blago podignutu, podbradak visoko, odvažno, uzvišeno (ali ne nadmeno); utom u autobus ulazi dečak, štaviše muškarac.

Lep, štaviše izuzetno lep dečak, štaviše muškarac, seda do prozora, tek tako, bez razmišljanja, prirodno, normalno seda, iako se bakute i dalje smenjuju i nema mnogo slobodnih mesta, on se u svojoj dečačkoj rasejanosti, štaviše muškoj bezobzirnosti, strovaljuje na sedište, pritom još i uzdahne, ah, kako se dobro uvalio, kakvo blaženstvo za njegove dečačke noge, zdrave i jake, ali koje ne vole da uzalud stoje; Adam prepoznaje kod dečaka izvestan način razmišljanja, izvesnu, što bi se reklo, pragmatičnost, da, Adam je opčinjen pragmatizmom tog dečaka, štaviše muškarca, koji ostavlja utisak nekog ko je procenio da ne treba traćiti energiju na stajanje u autobusu ukoliko postoji ijedno slobodno mesto, dečak, štaviše muškarac, ostavlja na Adama dobar utisak, on je gospodar prvog utiska, tim svojim samouverenim i maltene uzvišenim zauzimanjem slobodnog mesta dokazuje da u njegovom zdravom dečačko-muškom mozgu nema mesta za bespotrebne nedoumice, kroz njegovu dečačku, štaviše mušku glavu nikad nije proletela dilema da li je u redu da sedne kad bakute, ili tačnije moguće, potencijalne bakute, vrebaju i kidišu na sedište. Adam ne može da skine pogled sa dečaka, štaviše muškarca, posmatra ga krišom, sve dok ne uhvati odraz dečakovog, štaviše muškarčevog pogleda u prozoru, susret s tim pogledom Adam doživljava kao anticipaciju nešto direktnijeg susreta, Adama obuzima predosećanje da ga je dečak, štaviše muškarac, svojim odrazom pogleda pozvao da sedne do njega, a možda mu je samo dao dozvolu, Adamu je to dovoljno, uz dozvolu, dakle, seda do njega, bez obzira na bakute, kojih doduše nema, ali u svakom trenutku mogu itd. Seda, ali ne zna šta dalje, dečak je pored njega i muškarac je pored njega, Adam ne zna kome prvo da se obrati, koga prvo da pogleda, dečaka u muškarcu ili muškarca u dečaku, ne može da odluči i uopšte ih ne gleda, samo spušta ruku na sedište tik uz dečakovu ruku, spušta i čeka, da li će dečak u muškarcu zadrhtati, ili će se muškarac u dečaku trznuti. Adama obuzima misao, koja ga donekle zbunjuje i plaši, dakle oduševljen tim zdravim jakim punokrvnim mužjačkim i ko zna na kakav još način muževnim dečakom, hteo bi da bude u prilici da ga leči, hteo bi da taj snažni, jedri i krepki bikonja ima neko istegnućence, neko uganućence, eventualno lakši prelomčić, Adam bi tada mogao da ga dodiruje na otvoren i dopustiv način, dečak, štaviše muškarac bi mu tada poverio svoje kosti, štaviše telo, bio bi muškarac koji bi Adamu podario dečačko poverenje, Adam bi pak opipavao, kuckao, nameštao, popravljao dečačkost u muškosti, ali muškarac sa izgledom dečaka, što mladalačkim sjajem zrači, ostaje za Adama nedodirljiv, Adam može samo, dok sedi kraj njega, da se krišom napaja, da vibrira iznutra, prede u sebi i skriva naježenu kožu ispod rukava jakne. Adam žmuri, oseća muškost dečaka pored sebe, a on je sluga, dečakov posilni, muškarčev štitonoša, hteo bi da čuje od njega neku naredbu izrečenu glasom gromkim i neumoljivim, hteo bi da je ne ispuni dovoljno brzo i da za kaznu bude išiban, ili da je uspešno ispuni i dobije pohvalu; Adam zamišlja sebe u službi muževnog dečaka i ne primećuje da pomera mali prst i dodiruje njegovu šaku. Dečak, štaviše muškarac odmah reaguje, gleda Adama s negodovanjem, ustaje i odlazi na sam kraj autobusa, koji već stiže na stanicu, tu dečak izlazi i, kao muškarac, kroz prozor pokazuje Adamu ispružen srednji prst. Ulaze bakute, kašljucaju, stenju, uzdišu, napominju u svojim žalopojkama da su slabe, obolele itd, Adam ih ne čuje, uživa u patnji, nehotice neumoljiv, neće saznati kakva je današnja omladina i čega sve nije bilo u njihovo vreme.

(…)

© Copyright for the Serbian translation by Mila Gavrilovic
Fot. By Mgieuka – Own work, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2945789
Zobacz inne utwory autora->
Zobacz inne utwory w tym języku->