Schowałem się przed deszczem
Pod okapem witryny koła łowieckiego.
Za szybą dwóch staruszków
Grało w szachy pod porożem
Niby pod upiorną jarzeniówką.
Królowie i królowe,
Przed chwilą wyjęci z sarkofagu,
Cierpliwie czekali na ludzki dotyk.
Z mojego punktu widzenia
Partia trwała wieki wieków, a cały świat
Skurczył się do hierarchicznego układu
Między postaciami w znoszonych swetrach.
Tę resztkę dogorywającego światła,
Którą dławiły skóry i pióra,
Jakbym już kiedyś widział
Ale musiało to być bardzo dawno.
Może wtedy, kiedy na mgnienie
Ktoś zastąpił mną oko,
Odłożywszy po pracy
Prastare narzędzia.