(fragment)
Z nieba stal się lała, wokół szalał
Wiatr – północny, twardy niczym skała.
Ludzie szli wśród ulewy, wśród szkwału.
Deszcz na wylot przeszywał ich ciała.
Szli jak jeden mąż do tego kraju,
Szli przed siebie – niezłomni, zawzięci,
Światu upór swój udowadniając,
Spiesząc z życia wprost w objęcia śmierci,
Ni na chwilę nie stając w pół drogi.
Chociaż nieraz, zmagając się z wiatrem,
Upadali, to wcale wiatr srogi
Nie zatrzymał ich w marszu upartym.
Bez wytchnienia wspinali się w górę,
By na górze spocząć o poranku,
Bez przymrozku już i bez wichury,
Bez zapachu mięty i rumianku.