Wybierz wersję:

Cygan, ale najpiękniejszy

<

MILENA: GRZĄSKI GRUNT

Wiesz, że są tylko dwa rodzaje pierwotnego lęku? Z natury człowiek boi się jedynie głośnych dźwięków i upadku. Serio, sprawdź w internecie. Pozostałe miliony fobii zaszczepiają ci bliscy. Fakt, niektóre chronią przed niebezpieczeństwem. Ale większość zmienia nasze życie w ponury żart.

Nawet teraz czuję twój stres. Chcesz jak najszybciej skończyć wywiad, a przecież ledwo zaczęłyśmy. Boisz się, że zrezygnuję. Masz wrażenie, że wolałabym uciec od tego wszystkiego.

Bo niby co? Za dużo smutku w tej historii. Za dużo mieszania mnie z błotem. W tej historii umierają ludzie. Tracę nawet tę odrobinę, na której mi zależy. Każdy normalny człowiek chciałby od tego uciec, sama dobrze wiesz. Ale tylko to ma dla mnie jeszcze wartość. Od dawna już nie wybieram między szczęściem a rozpaczą, teraz to kwestia nieszczęścia lub nicości. Zabij, ale wolę pierwsze.

Twoi koledzy po fachu prawie codziennie przyjeżdżają albo dzwonią, pytają, czy moim zdaniem to już koniec, czy mogą mi zrobić zdjęcie przed domem, tylko jedna fotka, Mileno, spójrz w moją stronę, i czy poznałam rodziny zabitych, może wiem, skąd byli… Co mam do cholery na to odpowiedzieć?

Nawet nie złości mnie, że nie interesuje ich cała prawda. Wściekam się, kiedy wykorzystują mnie, by poprawić sobie humor. Chcą wiedzieć, jak powinni współczuć. Ubzdurali sobie, że ich to dotyczy, a nagle zrobiło się nieprzyjemnie. Potrzebują optymistycznej puenty, którą będą podsumowywać niezręczne rozmowy na takie tematy.

Co pani sądzi, Mileno, hm, jak pani widzi, Mileno, ha, poproszę króciutko, Mileno, jedno tylko zdanie, jak pani uważa? Jak uważam? Za każdym razem, gdy wypowiadam na głos swoje myśli, zyskuję przynajmniej jednego przyjaciela i jednego wroga. W obu przypadkach z absolutnie fałszywych powodów. Właśnie to myślę. Spieprzajcie.

Jednak ty potraktowałaś mnie inaczej. Powiedziałaś, że chcesz posłuchać tej historii, jakbym opowiadała ją samej sobie. To jest to, pomyślałam. Dogadam się z tą małą. Ale bez pośpiechu, powoli. Liczę, że będziesz się trzymać umowy, nie przerywać. Oczekuję też, że niektóre kwestie zostaną między nami. Spójrz na mnie, tu chodzi o ludzkie życie, zrozum. Jeśli nie dasz rady, powiedz od razu. Nie mam ochoty tracić czasu. No dobra. W takim razie zdejmij kurtkę, zrzuć buty, rozłóż się wygodnie, ściągnij pierścionki i bransoletki, a ja naleję nam po kieliszku wina. Zapal, ja też zapalę. O smutku nie da się inaczej mówić. To jak powrót ukochanego.

***

Żeby zrozumieć, co się właściwie stało, musisz wpierw dowiedzieć się o pewnym z pozoru nieistotnym szczególe. Ziemia wokół wsi jest grząska, od zawsze trochę się zapada. Ciągną się pod nią dziesiątki kilometrów sztolni, nikt już nie pamięta, gdzie dokładnie prowadzą. Rozmoczona przez deszcz albo zaorana zbyt głęboko, osuwa się. Słyszy się czasem, że ktoś wpadł do rozpadliny na własnym podwórku, wstyd ludziom, gdy ich wyciągają strażacy.

Z tym węglem to typowa medzimurska historia. Słabej jakości i za mało, nie warto było za niego umierać. Urobisz się po łokcie, a ziemia nie oddaje, tylko zabiera. Zamknęli kopalnie po katastrofie w 1964 roku, kiedy pięciu górników zasypało w komorze Piąty Maj. Nikt już nie wie, czemu się tak nazywała, za to wszyscy pamiętają, co połknęła.

Mówią, że stało się to przed świtem, łoskot dało się usłyszeć daleko za wzgórzem, poczuć głęboko w brzuchu. Jak zaklęci, ludzie wyszli z domów i poszli przez pola, prosto z łóżek, do miejsca, które wszystkim bóg wiec czemu wydawało się być ponad naszymi chłopcami, zakopanymi głęboko pod ziemią. Jedni stanęli skamieniali, inni płakali, przeklinali, odgrażali się albo przykładali uszy do ziemi, ale niektórzy… niektórzy zaczęli kopać. Kopać, słyszysz? Łopatami, wiadrami, blaszanymi kubkami, gołymi rękami, ze zmartwiałymi spojrzeniami, na wpół żywi, jak lunatycy, jak opętani. Godzinami nikt nie miał odwagi im powiedzieć, że mogą kopać do końca świata, a nie odnajdą przysypanych, bo nawet jeśli się nie udusili, to na pewno utonęli, gdyż Mura pod ziemią przyszła po swoje.

Dopiero następnego dnia o zmierzchu ostatni rozeszli się do domów. Tylko, widzisz, to już nie byli ci sami ludzie. Pięciu ubyło, co podzieliło nas na zawsze.

Wśród nas są tacy, którzy poddali się rozpaczy. Inni machnęli ręką albo zapragnęli zemsty. Znajdziesz i takich, którzy wtedy kopali. Każdy stąd należy do jednej z tych grup.

Wiesz, Sabolszczanie są surowi, często wyobrażam sobie kamień pokryty skórą. Nie robią rumoru wokół codziennych problemów. Gotowi na to, że ich bliscy mogą w każdej chwili zniknąć, wpaść do dziury, która się przed nimi otworzy. Ale też na nagłe pojawienie się nieznanego. W nich jakby… W nas jakby wciąż tli się nadzieja, że ta piątka wydostała się z drugiej strony, może trochę dalej, w lasach albo na północy, i pojawią się którejś nocy jako cienie, zapukają swoim do drzwi, umyją ręce, zdejmą buty, odzyskają spokój. Raz na jakiś czas mówi się, że znowu ktoś widział mary chodzące nocą albo wcześnie rano po wsi. Ale o tym ćśś, tylko półszeptem.

W Sabolszczaku ludzie znikają i pojawiają się, ot tak, po prostu, musisz to zrozumieć. Znikają ci, co życia mają za dużo, a pojawiają się tacy, co go mają niewiele. Podobnie było ze mną.

Kiedy po piętnastu latach przyjechałam do Sabolszczaku, wracałam z dużo gorszego miejsca. Tak by nazwali je inni: obce miejsce. Dla mnie to była rezygnacja i nieznane ciało. Noszę je w sobie jak ostrze, kłujące mnie od środka za każdym razem, gdy o nim zapomnę. Przez lata ani się nie zaśmiałam, ani nie zgięłam do końca – wyobraź to sobie. Prawdziwa Sabolszczanka.

Tak.

Lżej mi teraz, kiedy już zaczęłyśmy, wiesz? Istnieje pewnie ze sto powodów, dla których nigdy o tym nie opowiadam. I tylko jeden argument za: może zrzucę z siebie choć odrobinę ciężaru.

Kiedy już raz powiesz coś takiego, wiesz, że twoje życie to czysta ekstaza.
.
Kristian Novak, Ciganin, ali najljepši, Naklada OceanMore, Zagreb 2016, s. 5-7.

Wybierz wersję:

CIGANIN, ALI NAJLJEPŠI

<

M / RAHLO TLO

Samo su dva iskonska straha, jesi znala to? Rodiš se sa strahom od glasnih zvukova i strahom od padanja. Ozbiljno, imaš na internetu. Ostalih stotinu fobija naučiš od bližnjih. Neke te čuvaju od opasnosti, da. Ali većina je tu samo da zbija šale s našim životima.

Evo, recimo, točno osjećam kako si napeta. Ti bi intervju što prije privela kraju, a nismo još ni počele. Strah te da ne odustanem. Misliš da želim pobjeći od svega.
.

Jer, što? Suviše tuge u toj priči. Suviše moje ime povlače po blatu. U toj priči umiru ljudi. U njoj gubim i ono malo do čega mi je stalo. Naučila si da bi svatko normalan želio pobjeći od toga. E, vidiš, meni je to sve što mi doista vrijedi. Moj izbor već dugo nije između sreće i nesreće, moj je izbor između nesreće i ničega. Ubij me, ali ja biram prvo.

Tvoji kolege sada dolaze skoro svaki dan ili nazovu, pitaju me mislim li da je gotovo i mogu li me uslikati ispred kuće, samo jednu fotku, Milena, ovamo, i jesam li se upoznala s obiteljima stradalih i znam li odakle su bili… Što kvragu reći na to?

Ne ljuti mene što ih ne zanima cijela istina. Ljuti me što sada očekuju da im pomognem da se osjećaju bolje. Žele znati kako suosjećati. Umislili su svi da ih se tiče, pa im je sad, je l’, nezgodno. Treba im nekakva optimistična zaključna rečenica kojom će prekidati mučne razgovore o takvim stvarima.
.

Što mislite, Milena, hm, kako vidite, Milena, ha, dajte recite, ukratko, Milena, samo jednu rečenicu, što mislite? Što mislim? Svaki put kad glasno kažem što mislim, steknem barem jednog prijatelja i barem jednog neprijatelja. Oba iz potpuno krivih razloga. Eto što mislim. Gonite se.
.

Ti si mi ipak prišla drukčije, znaš? Rekla si da želiš slušati kako govorim o tome kao da govorim samoj sebi. I to je to, mislim si. S ovom malom mogu. Ali ništa na brzaka, polako ćemo. Očekujem da se držiš dogovora, da ne prekidaš. Očekujem da neke stvari ostanu među nama. Posrijedi su ljudski životi, gledaj me, jako je bitno da to shvatiš. Ako nisi spremna na to, reci odmah. Ne gubi mi se vrijeme. Dobro. Skinut ćeš jaknu, izut ćeš se, zavalit ćeš se fino, riješi se i narukvice i prstenja, natočit ću nam po čašu crnog. Smiješ zapaliti, i ja ću. Nema drugog načina da se govori o tuzi. Kao da ti se vratio netko tko ti je drag.
.

* * *

Da bi doista razumjela što se dogodilo, moraš znati jednu naizgled nebitnu stvar. Zemlja oko sela prilično je rahla, kao da oduvijek pomalo propada. U dubini su desetci kilometara rudnika, a više nitko živ ne zna točno kuda idu. Urušava se kada kiša natopi previše, ili kada se zaore preduboko, pa povremeno čuješ kako je netko upao u rupu, onako, usred vlastitog dvorišta, srame se ljudi kad ih vade vatrogasci.

Klasična neka međimurska priča, taj ugljen. Bilo ga je premalo i bio je preslab da bi se ginulo za njega. Ljudi se satiru, a zemlja ne vraća, samo uzima. Rudnike su zatvorili poslije katastrofe 1964., kada su petorica rudara ostala zakopana negdje u jami Peti maj. Ne znaju danas ljudi više zašto se jama tako zvala, ali svi pamte što je progutala.

Bilo je, kažu, pred zoru, tutanj se čuo i daleko preko brda i u želucima ljudi. Svi su, kao po nekoj neizgovorenoj naredbi, neumiveni izišli iz kuća i krenuli preko polja. Na mjestu za koje su tkoznazašto mislili da je iznad naših dječaka neki su stali skamenjeni, neki su zaplakali, neki su psovali, htjeli ubijati, neki su prislanjali uši na zemlju, a neki su… počeli kopati. Pazi, kopati. Lopatama, kantama, limenim šalicama, golim rukama, skamenjenih pogleda, poluživi, kao mjesečari, kao opsjednuti. Satima se nitko nije usudio reći im da mogu kopati zauvijek prije no što pronađu zatrpane i da su se, ako se nisu ugušili, utopili, da je Mura pod zemljom došla po svoje.

 

Tek u sumrak sljedećeg dana i posljednji su otišli kućama. Ali, vidiš, to više nisu bili isti ljudi. Petorica manje, a mi podijeljeni zauvijek.

Na one koji su se odali očaju, one koji su odmahivali rukama, na one koji su čeznuli za osvetom i na one koji su kopali. Svatko tko dolazi odatle nešto je od toga.

Sabolščanci su ti otvrdnuli ljudi, znaš, često zamišljam kamen prekriven kožom. Ne prave halabuku oko običnih nevolja. Spremni su na to da bliski ljudi nestanu u dubini, u iznenadnim rupama. I, s druge strane, da se pojavljuju nepoznati. U njima kao da… u nama kao da još negdje tinja nada da su se ona petorica izvukla negdje s druge strane, možda nešto dalje u šumama, ili prema sjeveru, pa će se vratiti kao sjene neke noći, pokucati svojima na vrata, oprati ruke i izuti se, pronaći svoj mir. Povremeno čuješ kako je opet netko vidio spodobe koje šeću selom noću ili u rano jutro. Ali o tome ššš, samo postihen.

U Sabolščaku ljudi nestaju i pojavljuju se, samo tako, to moraš shvatiti. Nestaju oni koji imaju previše života, pojavljuju se oni koji ga imaju malo. Tako je nekako bilo i sa mnom.
.

Kad sam se nakon petnaest godina vratila u Sabolščak, došla sam s jednoga mnogo goreg mjesta. Tako bi to drugi nazvali, strano mjesto. Za mene je to bilo odustajanje i bilo je strano tijelo. Nosim ga u sebi kao nešto šiljasto što mi se zabada u drob, svaki put kad zaboravim na nj. Godinama se nisam ni nasmijala ni sagnula do kraja, zamisli to. Prava Sabolščanka.

Da.

Lakše mi je sada kad smo krenuli, znaš? Postoji valjda stotinu razloga da nikada ne ispričam ovo. A samo jedan za: možda zbacim barem malo tereta sa sebe.
.
Kad jednom izgovoriš ovakvo što, znaš da ti je život čista ekstaza.

 

Kristian Novak, Ciganin, ali najljepši, Naklada OceanMore, Zagreb 2016, s. 5-7.

See other works by the author->
See other works in this language->