Profesor logistyki

<

– Czy wie Pan, co powiedział Tomasz Mann, uciekając z hitlerowskich Niemiec do Nowego Jorku? – zrobił pauzę, dając mi kilka sekund przed swoim nieuchronnym intelektualnym zwycięstwem. Jest po prostu przekonany, że nie odpowiem, choć tak naprawdę, wiem, co wtedy powiedział Tomasz Mann. Wiem, ponieważ nie sposób tego nie wiedzieć, a jeśli już wiesz, to trudno zapomnieć. Jednak nie chcę odpowiadać mu tym oklepanym frazesem, którego w ciągu ostatniego stulecia nie omawiał tylko ostatni próżniak. Poza tym nie chcę, bo frazes ten kategorycznie mi się nie podoba.

Dlaczego raptem – ni z gruchy, ni z pietruchy – Tomasz Mann?

Stoimy razem z nim pomiędzy wagonami pociągu Kijów–Warszawa i palimy.  Pan Witalij ma nieco ponad sześćdziesiąt lat, jest ukraińskim profesorem, który wykłada współczesne metody logistyki na jakiejś polskiej uczelni i wygląda na człowieka całkiem zadowolonego z życia. Czy o Tomasza Manna może pytać człowiek niezadowolony z życia? Chuderlawy, schludna siwa bródka, żwawe oczy. Nie  rozumiem tylko, dlaczego pali. To w żaden sposób nie przystaje do jego idealnego obrazu. A teraz jeszcze to pytanie o Tomasza Manna.

Pociąg akurat powoli wyłaził z hali fabryki w Jagodzinie, gdzie najzwyczajniejsi w świecie wołyńscy robociarze uderzeniami jakichś niewidzialnych młotków tuż przed chwilą dostosowali nasze radzieckie koła do europejskiej szerokości toru. Wagony, skrzypiąc, po raz tysięczny przyzwyczajają się do nowego statusu, a my łapiemy swoją szansę na kilka energicznych pociągnięć papierosa.

No i masz – Tomasz Mann. O co chodzi? Sprawdzian? Zaliczenie? Egzamin? Tutaj, pośrodku głuchej nocy.

Pytanie przez kilka sekund wisi w zimnym i zadymionym powietrzu w przestrzeni między wagonami.  I przez te  kilka sekund mój mózg przeszywają dziesiątki wariantów odpowiedzi. Zdumiewa mnie niestosowność czasu i miejsca, dlatego więc pytanie wydaje się jakimś nie do końca realnym. Dlaczego raptem Tomasz Mann?

Czasami niektóre zagadnienia są na tyle trudne, że między pytaniami a odpowiedziami rozpościera się cała wieczność. Profesor logistyki po belfersku podniósł brwi, patrząc na mnie swoimi zielonymi oczami:

– No? Tomasz Mann… W Nowym Jorku… Gdzie ja… No… – podpowiada mi, niczym kiepskiemu studentowi. – Gdzie ja jestem, tam… No…

Wśród dymu wpadam wzrokiem na jego schludną bródkę i decyduję się na zmianę tematu:

– Panie Witaliju, czy pan wie, że istnieje stara, wybudowana jeszcze za czasów carskich, szeroka linia kolejowa – stąd, od granicy, aż do samych Kielc? Do Kielc! – cmoknąłem językiem dla większej wiarygodności.

Profesor na chwilę drętwieje. Potem przez kilka sekund odpędza od siebie dym, machając prawą ręką, jak gdyby teraz była jego kolej, żeby nie wierzyć w realność.

– Tak, tak – kontynuuję. – Do samych Kielc przez Warszawę prowadzi stara linia kolejowa. Kiedyś została zabezpieczona, ale do tej pory jej nie rozebrali. Niech pan tylko sobie wyobrazi, jakie otworzyłyby się możliwości, gdyby odnowiono tę linię i puszczono pociągi towarowe? Ile nowych perspektyw pojawi się u naszych przewoźników! Jaka oszczędność kosztów, czasu i środków!

Profesor zapomina o Tomaszu Mannie  i wydaje okrzyk:

– To niemożliwe! Skąd pan ma taką informację?

– Może i chciałbym tego nie wiedzieć – odpowiadam – ale to fakt: ta linia istnieje. Proszę wierzyć mi na słowo. Informacja pochodzi z bardzo wiarygodnego źródła. Kwestia odnowienia tej linii, jak to się mówi, zależy od woli politycznej, której póki co nikt nie ma…

Teraz profesor patrzy na mnie z przerażeniem, a jeszcze przed chwilą interesował się, czy wiem, co powiedział Tomasz Mann w Nowym Jorku. A ja wiem. Tomasz Mann powiedział absolutną bzdurę, która później latami powtarzali wszyscy dranie i tchórze, żeby usprawiedliwić swoją słabość przed obliczem hitlerowskiego reżimu: „Gdzie ja jestem, tam jest niemiecka kultura”, „Gdzie ja jestem, tam jest niemiecka kultura”. Jasna sprawa, tam, gdzie Tomasz Mann, tam i jest niemiecka kultura.  A obozy koncentracyjne i krematoria  – to już nie jest kultura. A jeszcze nie wolno utożsamiać Hitlera, Goebbelsa i Speera z Goethem, Schopenhauerem i Tomaszem Mannem. Znana bajka. A co z tysiącami żydowskich intelektualistów? Czy owi przedstawiciele niemieckiej kultury, którzy w ciągu kilku lat trafili do hitlerowskich obozów koncentracyjnych, też nosili się z tym cytatem, przymierzając go do swego nieszczęsnego życia, myśląc: „Gdzie ja jestem, tam… co? Co jest tam, gdzie jestem?“. I oto teraz stoimy z profesorem logistyki nim pomiędzy tymi śmierdzącymi wagonami, i on chce mi powiedzieć, że jesteśmy przedstawicielami ukraińskiej kultury, którzy za chwilę przekroczą granicę i wezmą ze sobą kulturę ukraińską, niczym grudkę rodzimej ziemi, i poniesiemy ją w świat? Tak? Czyż nie to sugeruje? Ot tak sobie, niczym te wagony, zamienimy sobie koła i jakby nigdy nic, poniesiemy w świat swoją zawszawioną kulturę? On, profesor logistyki z mądrymi oczami, który prowadzi zajęcia na polskiej uczelni i nie wierzy w istnienie szerokiej linii kolejowej do samych Kielc, ale wierzy w to, co powiedział Tomasz Mann w Nowym Jorku w 1938 roku. I ja – pisarz, który wie, że istnieje szeroka linia kolejowa do samych Kielc, ale jest przekonany, że Tomasz Mann powiedział bzdurę, i że nikt nie jest zdolny zabrać ze sobą niczego poza własnym ciałem, że kultura zawsze zostaje tak naprawdę tylko tam, gdzie zostawiłeś brudne ślady, gdzie nasrałeś komuś do głowy, gdzie zepsułeś krajobraz, i że nikomu więcej na całym świecie twoja kultura nie jest potrzebna… Jak nas pogodzić? Jak? Kolej do Kielc! Oto właśnie temat, o którym rzeczywiście powinniśmy ze sobą rozmawiać! Cudowna szeroka linia kolejowa! Oto właśnie to, co może być rzeczywistą kontynuacją naszej kultury, naszych uczuć, naszych perspektyw, naszych dążeń…

Profesor stał bez ruchu. Widać było, że szeroka linia kolejowa do Kielc nie mieściła mu się w głowie. Milczeliśmy.  Wyciągnął nowy papieros i nerwowo zapalił.

Pociąg powoli zmierzał do stacji Jagodzin, gdzie mieli nam zwrócić paszporty. Staliśmy w milczeniu. Profesor niemal płakał. Wierzył mi. I ja, patrząc na niego, niemal płakałem. Jutro w pierwszej kolejności on się dowie, czy naprawdę istnieje szeroka linia do Kielc, ale mnie już obok nie będzie. Ale teraz trwa głucha noc i jestem obok. Jeszcze mogę opowiedzieć mu prawdę, jednak chwila naszej wspólnej rozpaczy była na tyle piękna i krucha, że lepiej było milczeć, po prostu milczeć.


Redakcja: Agnieszka Papieska

Tłumaczenie według II wydania zbioru małej prozy Cerebro (Wydawnictwo Starego Lwa, Lwów 2019).
© Copyright for the Polish translation by Walery Butewicz, 2019

 

Pięć napięć: ukraińsko-polska wirtualna antologia. Napięcie trzecie – „Cerebro”:

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

Zobacz inne utwory autora->
Zobacz inne utwory w tym języku->