W gardle i w sercu puściły lody.
Miasto ma na to mokre dowody.
Doczesność wzbiera, dojrzewa, rośnie,
Ustami szuka nieśmiertelności.
Oto ulica w dal się wyrywa,
Druga jej pragnie sprostać, choć krzywa.
Jedwabnik rwie się w świat z przepoczwarni.
Pręży muskuły szpaler latarni.
Na chybił trafił ktoś wrzucił w miasto
Przechodniów, niby rodzynki w ciasto.
Plac – herbaciany serwis na stole,
I para płynie w niebo – spójrz. Dolej
Do filiżanki w niebieskie wzorki
Herbaty żółtej jak brzuch sikorki.
Wlewa się w trzewia prosto z ulicy
Życie i w pępka wrze okolicy.
Idziesz równiutką cesarską blizną –
Lub po wyrostku szramą – Prorizną,
Przyspieszasz, mijasz Szewczenkę w śniedzi
I nura w park… Stój…! Miasto nas śledzi…
Możesz nie myśleć o nim lub myśleć,
Że ktoś w pijanym widzie je wyśnił.
Co działo się w nim w nas – dobrze wiemy –
Ono nie zdradzi. I nie umrzemy.
Copyright for Polish translation by Paulina Ciucka, 2022
Redakcja – Karolina Wilamowska